Rudowłosej Roszpunki w osobie Agnieszki Niedziałek chyba nie muszę nikomu przedstawiać. A jeśli się zdarzyło, że ktoś o niej nie słyszał to wystarczy spojrzeć na jakiekolwiek zdjęcie jej kudłów żeby wiedzieć, że w temacie ich pielęgnacji zna się na rzeczy.
Mało tego - zna się na tyle dobrze, że w tamtym roku wystartowała z własną marką kosmetyków Hairy Tale Cosmetics z którymi miałam przyjemność się bliżej poznać. Od czasu zakończenia romansu z Garnier Fructis Macadamia Hairfood wzięłam się zatem do blogerskiej roboty i rozpoczęłam przygodę z dwiema maskami na raz - emolientową BIANA i proteinową OATME.
Tak, tak - rzadko kiedy stosuję dwie nowości wspólnie, ale tutaj aż się to prosi! Mazianie się przez cały miesiąc wyłącznie maską emolientową jeszcze może by uszło, ale proteinowa mogłaby już trochę namieszać... Poszłam zatem na całość i po dwóch miesiącach bitwy na froncie mogę wyciągnąć ostateczne wnioski. Najpierw jednak - co nam mówi rudowłosy producent?
Hairy Tale Biana
Emolientowa maska zawiera oleje: z pigwowca japońskiego, kiełków pszenicy, lnu oraz słodkich migdałów. Przeznaczona jest do włosów wysoko - oraz średnioporowatych.
Hairy Tale Oatme
Proteinowa maska zawiera zestaw protein roślinnych: owsiane, pszeniczne, ryżowe, a także mąkę owsianą. Przeznaczona jest do włosów każdej porowatości.
Warunki testu
Maski stosowałam ponad 2 miesiące naprzemiennie przy każdym myciu. Czasem zdarzało się, że którąś z wersji (najczęściej emolientową) nałożyłam 2 razy pod rząd. Zawsze lądowały na ociekające wodą włosy (TUTAJ opisałam Wam mój pielęgnacyjny gejmczendżer) i przebywały na długości nie dłużej niż 2 - 3 minuty.
Stosowane były zarazem po myciu bardziej oczyszczającym (np. mydłem cedrowym) lub delikatnym. Często po spłukaniu stylizowałam włosy a czasem wszelkie stylizatory odpuszczałam i kończyłam pielęgnację wgniatając po myciu którąś z dzisiejszych masek jako odżywkę bez spłukiwania.
Moje odczucia
Wobec każdej z masek miałam spore oczekiwania wiedząc, że są dopracowane w każdym możliwym szczególe. Nie byłabym sobą gdyby jednak łapki nie świerzbiły mnie szczególnie w stronę proteinowej OATME. Już widziałam oczyma wyobraźni tę burzę zdefiniowanych lokasów o wszechogarniającej objętości. Widziałam wręcz siebie kroczącą ulicą niczym John Travolta w "Gorączce sobotniej nocy" a wokół mnie bounsowały moje własne kudły w rytmie piosenki Bee Gees...
Nie było tak.
Maska przez znaczny upływ czasu opisywanego dzisiaj testu najzwyczajniej w życiu mi nie pasowała. Miałam po niej uczucie włosów szorstkich, mocno spuszonych a po wyschnięciu okazywało się, że odbierała część blasku. Czułam się jakbym miała kudły z kevlaru rodem z Batmana.
Kiedy jednak uderzyłam się głową w kant szafki to bolało tak samo. Szkoda.
Zaczęłam zatem kombinować i okazało się, że maska proteinowa zdaje swój egzamin kiedy trochę dopasuję pod nią pozostałą pielęgnację. Najlepiej żeby zaczęła się od treściwego olejowania (np. olejem kokosowym), mycie odbyło się delikatnym szamponem a stylizacja najlepiej zaczynała i kończyła na żelu z emolientem (Syoss Men Power Hold).
Wtedy wyszło na jaw, że rzeczywiście mogę wywijać jak Travolta. Włosy zyskiwały na objętości a jednocześnie były zdefiniowane i błyszczące. Po raz kolejny okazuje się, że zdecydowanie dobrze robię testując kosmetyki przez kilka miesięcy zanim wyrobię sobie o nich zdanie. Dlatego nigdy nie będę wpływową influencerką. Smuteczek.
Emolientowa BIANA wydawała się mieć proste zadanie. Mocno nawilżyć, odżywić a jak trochę dociąży lub obciąży - tragedii przecież nie będzie. Jakie było zatem moje zdziwienie gdy już podczas nakładania włosy dosłownie miękły w dotyku. A ta maślana konsystencja sprawiała, że prawie odpływałam z zachwytu. A to przecież dopiero samo nakładanie.
Podczas spłukiwania czułam jakbym gładziła czarny jedwab (milszy niż kevlar, zdecydowanie). A po spłukaniu kudły same z siebie (normalnie włochata magia) zaczęły zwijać się w rulony. Nie mogłam się powstrzymać i używałam tej maski jako odżywkę bez spłukiwania pod stylizator. Ależ to definiowało skręt!
Poszłam zatem dalej i przy kolejnej okazji spróbowałam użyć jej zamiast stylizatora (rozczesując podróbką Denman Brush a potem tylko gniotu, gniotu, gniotu). Rano okazało się, że włosy są zdefiniowane jak po użyciu stylizatora i wytrzymały tak całe dwa dni.
Tak jak po żelu.
Cóż za oszczędność czasu i pieniędzy!
Kto zatem wygrał ten mecz? Podsumowanie.
Pewnie nikogo z Was nie zaskoczę jeśli powiem, że emolientowa BIANA. Sprawdzała się w każdej konfiguracji, mogłam ją używać na wiele sposobów i zawsze, ale to zawsze zapewniała mi Good Hair Day. Była też automatycznym wyborem kiedy do pielęgnacji w ogóle nie miałam głowy a nawet i chęci.
OATME jeszcze miesiąc temu byłaby spowita zasłoną milczenia. Nie lubię jednak marnotrawstwa kosmetyków, więc potwierdziło się, że potrzeba jest matką wynalazku. Teraz kiedy serwuję włosom delikatne mycie - ręka automatycznie sięga po nią a po spłukaniu po żel Syossa. I mogę cieszyć się efektami, jakich oczekiwałam.
Od dawna mam ochotę zakupić Bianę. Teraz widziałam, że jest wykupiona stąd ostrzę kiełki na Fenka :D
OdpowiedzUsuńEmolientowe maski są dla mnie baaardzo kuszące, tym bardziej, że moje kudły uwielbiają emolienty :D
UsuńNie znam ich, ale chetnie cos wypróbuje
OdpowiedzUsuńMają ciekawą ofertę, kosmetyki są bardzo dopracowane w składach, to widać.
UsuńLudzie sobie chwalą, ale ja żeby sobie wyrobić zdanie to poczekałam 2 miechy. Kolejne testy też mi mogą tyle zająć xD
Nie znałam tych produktów, ale maskę emolientową BIANA chętnie bym przetestowała :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Warto zapoznać się z ofertą, bo składy są naprawdę dopracowane i każdy znajdzie coś dla siebie :)
UsuńObie mnie ciekawią, ale bardziej przemawia do mnie emolientowa :)
OdpowiedzUsuńWydaje się bezpieczniejsza przede wszystkim :) Wiele czupryn łatwo przeproteinować. Moja niby nie ma do tego skłonności a na początku z Oatme nie było łatwo jak widzisz :)
UsuńEmolientów chyba jednak potrzebują każde włosy. Moje mogą żyć bez humektantów, ale bez emolientów długo by nie pociągnęły ;)
Oj na kosmetyki Agi już czaję się od dłuższego czasu :D Biana mnie kusi, no i te jedwabne gumki ma świetne <3
OdpowiedzUsuńBiana jest warta wypróbowania, naprawdę :) Emolientów potrzebuje każda głowa a w tej formie dostarczasz je bezpiecznie, mniejsze ryzyko obciążenia :D
UsuńChętnie bym wypróbowała maskę emolientową :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że większość osób stawia na emolienty jednak :D
UsuńSzczerze mówiąc o marce pierwszy raz słyszę. Uwielbiam testować produkt do włosów i z chęcią bym wypróbowała tą emolientową :)
OdpowiedzUsuńAle samą Agę kojarzysz, prawda? :)
UsuńEmolientowa jest naprawdę warta grzechu i myślę, że "bezpieczniejsza" do testów niż proteinowa :)
Uuu muszę koniecznie wyprobować, czas najwyższy! :D
OdpowiedzUsuńZdecydowanie! :D One były pierwsze, Aga wciąż poszerza ofertę, więc masz co nadrabiać ;)
UsuńSzczerze mówiąc nigdy wcześniej nie słyszałam o masce emolientowej, więc wolałabym ją wypróbować, jako całkowitą nowość dla moich włosów :)
OdpowiedzUsuńEmolienty to podstawa pielęgnacji tak naprawdę :) Moje ubóstwiają, dlatego chyba tak dobrze reagują na olejowanie. Teraz wiem, że dobra maska emolientowa może mi zagwarantować Good Hair Day, co nie zawsze jest przecież takie proste ;)
Usuńwiedza Agi mi imponuje... sam sposób, w jaki przekazuje wiedzę nie doo końca mi pasuje... jej ekspresja troche mnie drażni ale to oczwiście nie dyskwalifikuje jej jako osoby :P z Twojej recenzji na pewno wypróbowałabym Bianę... nie mogę dojść do ładu z moimi lokami a to jak ją opisałaś normalnie brzmi jak odżywka - marzenie <3
OdpowiedzUsuńTo prawda - wiedzy na pewno nie można jej odmówić a Biana jest naprawdę warta grzechu :D
UsuńNie miałam jeszcze tych masek ale ciągle testuje nowe :) Jak na razie lubie Kallosy, mimo prostych składów są spoko :)
OdpowiedzUsuńPS. Dodaję Twój blog do obserwowanych:)
Ja Kallosy stosowałam przez lata, ale zaczęły mnie uczulać mimo, że nie kładłam ich na skalp. Zaczęłam zatem szukać czegoś innego i tak pojawiła się wieloletnia fascynacja Organic Shop a potem Garniere Hair Food :D
UsuńNiestety jeszcze nie miałam okazji używać :) ale bym je chętnie nałożyła na swoje włosy i oceniła ich działanie :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że na Twoich pięknych długaśnych to byłby sztoooosik!
UsuńTotalnie nie słyszałam o tej marce ale obydwie maski kuszą :)
OdpowiedzUsuńkurcze ale masz piekny skret! <3 jeny uwielbiam ;) musze w końcu spróbować tych masek :D
OdpowiedzUsuńA dziękuję Ci, bardzo mi miło :D
UsuńNie korzystam z masek - ale może to zmienię ?
OdpowiedzUsuńAle w ogóle niczego nie nakładasz po myciu, w sensie żadnej odżywki? Czy tylko masek?
UsuńBo jak w ogóle niczego to zdecydowanie polecam to zmienić - na pewno pozytywnie odbije się to na kondycji włosów na długości :)
Zdecydowanie bardziej ciekawi mnie wersja emolientowa. Moje włosy rzadko kiedy wyglądają dobrze po proteinowych.
OdpowiedzUsuńW pełni rozumiem - co głowa to obyczaj. Dla moich natomiast humektanty w ogóle mogłyby nie istnieć :D
UsuńNa moich włosach zazwyczaj najlepiej sprawdzają się emolienty i proteiny, humektanty tylko w parze z emolientami ;)
OdpowiedzUsuńNo to mamy podobnie :) Humektantów w ogóle na dobrą sprawę nie uwzględniam w pielęgnacji, wpadają zazwyczaj przypadkiem, bo moje za nimi zdecydowanie nie przepadają :)
UsuńTwoje loki są cudowne! I ja też lubię testować coś parę miesięcy, a nie dwa tygodnie, czy coś w tym stylu (IMHO 2 tygodnie na testowanie pielęgnacji to chyba żarty).
OdpowiedzUsuńNie znam tych kosmetyków, ale przyjrzę im się. Mam podobne włosy i te moje też bardzo lubią emolienty (oleje też).
Dziękuję Ci za miłe słowa :)
UsuńNo tak - recenzje po tygodniu czy dwóch to już czasem standardzik :D
Ciekawe czy na moich długich, dosyć grubych włosach się sprawdzi. Oby nie obciążała włosów. Zastanawia mnie to mydło cedrowe, lekko przetłuszczają mi się włosy. Czy takie mydło pomoże?
OdpowiedzUsuńJak nie spróbujesz to się nie dowiesz :D Ale pytasz o to czy sprawdzi się emolientowa czy proteinowa? :)
UsuńMydło cedrowe jest świetnie odświeżające i dobrze myje bez jednoczesnego "rypania" skalpu - ma bardzo przyjazny skład. To podstawowe myjadło mojego J. I jeśli przetłuszczanie się jest niewielkie i nie wynika z jakichś zaburzeń hormonalnych czy innych problemów zdrowotnych to szczerze polecam :)
Excellent article. The writing style which you have used in this article is very good and it made the article of better quality.
OdpowiedzUsuńSehat Wahyu