Choć tytuł wydaje się górnolotny (a tak naprawdę wręcz dziwny) to zapewniam, że dalej nie będzie tak źle (chyba).
Myślicie sobie pewnie, że wracam po krótkiej przerwie i coś nie bardzo mi idzie?
Przerwa była mi potrzebna żeby spojrzeć sobie na szereg rzeczy z dystansu. Zarówno tych dotyczących życia prywatnego, zawodowego a nawet i blogowego. Troszeczkę przemianowały mi się priorytety, zasady i kilka podobnie arcyciekawych tematów :)
Do rozpoczęcia tychże refleksji i podjęcia pewnych działań skłoniły mnie właśnie przypadłości, które postanowiły się do mnie przyplątać.
Czy można być zatem wdzięcznym za choroby?
Pytanie dziwne i odpowiedź przecząca nasuwa się samoistnie. Jeśli tak twierdzicie - wcale się Wam nie dziwię. Świadomość wielu chorób potrafi nam skutecznie podciąć skrzydła a niejednokrotnie wpędzić w depresję.
Pytam się więc zatem - gdzie tu szukać pozytywów?
Ja znalazłam.
Bo moje przypadłości poprawiły jakość mojego życia.
Tak - możecie się łapać za głowy, opuszczać to moje skromne miejsce w blogosferze, pluć i złorzeczyć, ale mojego podejścia nie zmienicie :)
Niektórzy chcieliby poznać szczegóły moich przypadłości, innych będzie to obchodzić tyle, co zeszłoroczny śnieg. Wypośrodkuję to więc i zdradzę Wam, że borykam się z poważnymi zaburzeniami hormonalnymi zarówno od strony dziadów tarczycowych jak i płciowych. Mam podejrzenie choroby autoimmunologicznej, przewlekły trądzik i jak się jakiś czas temu okazało - niewielką wadę serca.
To są przypadłości, z którymi będę się borykać do końca moich dni. Na które muszę zwracać baczną uwagę i podejmować szereg działań aby utrzymać je na zadowalającym poziomie.
Nie ma na nie kuracji kilkutygodniowej bądź kilkumiesięcznej, która pozbawi mnie tego ciężaru na zawsze.
Nie - już zawsze muszę trzymać nad tym kontrolę.
Znów się pytam - i z czego tutaj wdzięczność?
Z jednej prostej przyczyny - nie wiedząc o "niedociągłościach" mojego organizmu żyłam w błogiej nieświadomości co jest dla mnie dobre a co szkodliwe.
Kolejne wysypy nieprzyjaciół na twarzy traktowałam zewnętrznymi maściami od dermatologa myśląc, że to jakieś zewnętrzne zaburzenie skóry (oczywiście dermatolodzy nie wyprowadzali mnie z błędu, bo i po co?).
Na wypadające włosy nie zwracałam większej uwagi - skoro wypadają to przecież odrosną, nie?
Na przewlekłe zmęczenie i brak chęci do życia najlepsze są przecież tony kawy i codzienna popołudniowa drzemka jak przystało na emerytkę w wieku 23 lat, prawda?
A kłucie serca? No to pewnie za dużo się ruszam (chyba kursując między kanapą, lodówką a telewizorem).
Gdy postanowiłam się za te dziwne rzeczy zabrać od strony medycznej a postawione diagnozy potwierdziły to, czego obawiałam się najbardziej - nie wiedziałam co zrobić. Więc zaczęłam brać tabsy i (jak łatwo przewidzieć) - załamałam się. Myślałam jednak, że dobrane farmaceutyki załatwią za mnie problem i reszta jakoś pójdzie...
No nie do końca.
Wyniki skakały jakby miały comiesięczną imprezę a mi po raz kolejny zaproponowano zwiększenie dawki leku.
Wtedy powiedziałam STOP.
Zaczęłam szukać, czytać, rozmawiać z ludźmi o podobnych przypadłościach. Próbowałam różnych diet i starałam się poprawić swój styl życia. Nie do końca się to udawało.
Od dermatologa usłyszałam "Tylko dieta paleo!"
Od endokrynologa natomiast: "Nie możesz całkowicie zrezygnować z węglowodanów bo na czym ma Ci ta tarczyca pracować?"
Jak był wysyp to był OPR od dermatologa, że nie stosuję się do diety.
Jak wyniki TSH znów radośnie podskakiwały do góry to był OPR od endo, że pewnie znów obcięłam podaż węglowodanów.
I tak to się jakoś "bujało" przez chyba ostatnie dwa lata. Ostatni nawrót trądziku uświadomił mi, że tak naprawdę jest on u mnie chorobą.
*Uważasz, że trądzik to nie choroba? Obyś nigdy nie musiał się spotkać z typowo chorobowym jego przebiegiem chociażby przez miesiąc. Niewiele osób jest sobie w stanie wyobrazić co przechodzi człowiek, który nie potrafi spojrzeć na siebie w lustrze.
Nie życzę nawet wrogowi.
Nie życzę nawet wrogowi.
Trądzik ten uzmysłowił mi właśnie, że pomimo moich usilnych starań wewnętrznie cały czas coś nie gra. Coś idzie nie tak jak powinno i że najwyższy czas wziąć się za szanowne cztery litery i ustalić sobie pewne zasady od początku do końca.
Pochyliłam się nad kwestią codziennego, racjonalnego odżywiania dla ludzików z moimi przypadłościami.
Zaczęłam regularnie, aczkolwiek niezbyt intensywnie ćwiczyć.
Wykonałam test na nietolerancje pokarmowe.
Zapoznałam się z technikami, które miały mi pomóc opanować stres.
Zaczęłam gotować w domu od podstaw.
Czytam, oglądam, słucham ludzi mądrzejszych ode mnie.
Zaczęłam cieszyć się życiem i doceniać to, co mam.
Rozpoczęłam holistycznie podchodzić do dbałości o swoje ciało.
Czy teraz już rozumiecie dlaczego tak naprawdę jestem wdzięczna za to, że poznałam swoje przypadłości? :)
Zapewne gdyby kilka lat temu nic mi nie dolegało to obecnie (po takim czasie śmieciowego odżywiania i stylu życia) myślę, że mogłabym się borykać z czymś gorszym. Dzięki jednak poznaniu chorób, nad którymi mogłam przejąć kontrolę, obecnie cieszę się bardzo dobrym ogólnym stanem zdrowia, mam energię do życia i działania, jestem aktywna i kilka kilogramów lżejsza ;)
A o tym dziwnym "holistycznym podejściu do życia" pogadamy sobie innym razem.
Kochana, pięknie było przeczytać ten post! :) Oczywiście absolutnie nie cieszę się z tych nieszczęśliwych aspektów, szczególnie że niestety są - jak mówisz- na całe życie, ale przynajmniej jeśli znajdziesz się kiedyś w dołku - będziesz miała tą zdrową, dobrą konkluzję w zanadrzu! :) Mocno trzymam kciuki, żeby to holistyczne (kocham to słowo :DD) podejście służyło Ci przez całe życie, szczególnie jeśli szczęście przynosi! ;D Nawet tego aspektu zazdraszczam trochę, bo choć na wiele kwestii zwracam uwagę to jeszcze do pełni satysfakcji sporo brak ;D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że post ma pozytywny odbiór i wydźwięk. O to mi chodziło :))
UsuńI dziękuję za miłe słowa :*
Bardzo mądrze do tego podeszłaś i nie mam absolutnie zamiaru tego wyśmiewać. Też choruję od dziecka, miałam nawet zatrzymanie wzrostu pewien czas, później kolejne operacje i to w nietypowym miejscu, bo moja tarczyca umiejscowiła mi się akurat przy podstawie języka. Niby mam, a nie mam, ciężko powiedzieć czy działa, od dziecka i dożywotnio jestem na lekach. Po którejś operacji dostałam w gratisie wzwc (już wyleczone), doszły kolejne komplikacje, cera bawi się ze mną w kulki, wybrzydza jak może, a ja często nie mam siły na nic. Ale się rozpisałam! Trzymajmy się, życzę Ci dużo zdrowia i radości w Święta i w ogóle :* Najważniejsza jest pogoda ducha :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten komentarz. Nie było Ci lekko i bardzo mi przykro. Widzę jednak, że Twoją pogodę ducha trzeba podziwiać i spróbować się jej nauczyć.
UsuńPięknie dziękuję :))
Mam bardzo podobne podejście do chorób, wiele mnie nauczyły i jestem wdzięczna, że dzięki temu bardziej dbam o swoje ciało, jestem jego świadoma, mądrzej patrzę na życie, dojrzalej. Rozumiem przez co przechodzą osoby z trądzikiem, nie życzyłabym tego nawet wrogowi, ta choroba strasznie żeruje na samopoczuciu, samoocenie, relacjach z innymi ludźmi. Wiele potrzeba wysiłku, by to po kawałeczku odbudowywać :)
OdpowiedzUsuńWięc nie jestem w tym podejściu osamotniona! :) Super, że też wyciągnęłaś z chorób pozytywną naukę dla siebie na przyszłość <3
UsuńA o trądziku...to temat na inny post a nawet kilka ;)
Ha ha ha nooo z tarczycą to się będziemy bujać do końca życia, a co lepsze co rusz stawia do pionu i każe się znowu dostosować :P Ale rzeczywiście coś dobrego z tego wszystkiego wynika, człowiek jest zmuszony zadbać o siebie :P
OdpowiedzUsuńDokładnie tak ;) I cały czas masz ją "z tyłu głowy" jak chcesz zrobić dla siebie coś niedobrego :D
UsuńZgadzam się z Twoimi wnioskami, bo miałam podobnie. To właśnie przez problemy wydawałoby się (innym oczywiście)banalne jak trądzik czy wypadanie włosów uważnej przyjżałam się swojemu zdrowiu i stylowi życia, lepiej poznałam siebie, to co mi pomaga, a co szkodzi. Życzę dużo zdrowia i wytrwałości :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozumiesz moje podejście i że także dbasz teraz bardziej o siebie :) Dziękuję za miłe słowa - Tobie również życzę przede wszystkim zdrówka :))
UsuńSuper post.Ja również cierpię na te wszystkie dolegliwości.staram się odżywiać zdrowo oczywiście nie stosuje żadnej diety(a ty?).Ze sportem jestem trochę do tyłu ale mam nadzieję że teraz jak będzie cieplej to się więcej będzie chciało.Możesz mi napisać jaka pielęgnacje cery stosujesz przy trądziku?pozdrawiam cieplutko Gośka
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Ja też bazuję przede wszystkim na zdrowym odżywianiu. Po tylu latach daremnych prób z różnorakimi dietami w końcu sięgnęłam po zdrowy rozsądek ;)
UsuńA pielęgnacja cery bazuje na minimalizmie, prostocie i naturalnych produktach :) Post o trądziku i pielęgnacji się pojawi, ale trochę będę go dopracowywać :D
ja to na razie walczę z lekarzami, którzy tylko ciągle mówią, że udaję. to samo nauczyciele: na ból apap i tyle. A to nie działa. I nie udaję.
OdpowiedzUsuńKochana, jak najbardziej masz rację! Dzięki twojemu pozytywnemu myśleniu, nie zachowujesz się jak furiatka, nie wznosisz ręce do nieba biadoląc " Dlaczego JA????" tylko bierzesz sprawę w swoje delikatne, acz silne ręce i sprawiasz, że każdy dzień, mimo przypadłości które Cię dręczą, jest piękny, wyjątkowy i... ( jak rozumiem ) bardzo smakowity :)
OdpowiedzUsuńTak trzymać! A zdjęcia są przeboskie!
Dziękuję Ci za tyle pięknych słów :) Tym bardziej rozjaśniłaś mi dzień :*
UsuńJa o niedoczynności tarczycy dowiedziałam się w tamtym roku, ale zamiast żalić się nad sobą, że po 40 wszystko się sypie, poszłam do dietetyczki (endokrynolog postawiłam na 2 miejscu). Oczywiście nie da się funkcjonować bez hormonów syntetycznych, znam to zasypianie po południu na stojąco i dywan z włosów w łazience upleciony z moich wypadających, a do tego mimo wielkiego wysiłku fizycznego, z każdym miesiącem kilogram więcej ... Dzisiaj mija piąty miesiąc, zwracam uwagę na to co wkładam do paszczy, unikam chleba z marketów, za to piekę sama z mąki gryczanej lub orkiszowej, kuszę się na pizzę od czasu do czasu i jest git. Największy problem mają jeszcze moje loki, ale lubię do Was "zakręconych" zaglądać i uczę się jak o nie dbać. Mam nadzieję że za rok to będą moje loki jak z liceum hahahahah. Trzymaj się cieplutko i do przodu !
OdpowiedzUsuńPięknie Ci dziękuję za ten wartościowy komentarz :) Niedoczynnym nie jest lekko, ale wielu ma gorzej od nas, więc nie narzekam. Tym bardziej, że da się z tym żyć a zdrowa dieta wychodzi tylko na dobre ;)
UsuńTrzymam kciuki za te loki z liceum :))