Dzisiaj kontynuujemy temat mojego nemezis, czyli trądziku. W poprzedniej części mogliście się przyjrzeć trzem aspektom wielopłaszczyznowej kuracji. Dla przypomnienia:
1. Farmakoterapia antybiotykiem - Tetralysal.
2. Zewnętrzna regulacja - żel Epiduo Forte.
3. Uproszczona, minimalistyczna pielęgnacja cery.
Czas zatem zająć się tym, co pomogło dotrzeć do źródła problemu - diagnostyką oraz odpowiednio dobraną dietą. Można więc powiedzieć, że ostatnio pochylaliśmy się nad leczeniem zewnętrznym a dziś - no...tym odwrotnym :)
Badanie na nietolerancje pokarmowe i stosowanie odpowiedniej diety
Pierwszy raz o badaniach na nietolerancje pokarmowe wspomniała mi mimochodem moja Pani Dermatolog. Nie planowałam jednak wykonywać ich w bliżej określonej przyszłości. Kiedy pojawił się nawrót i podjęłam decyzję, że zrobię wszystko aby wreszcie pożegnać trądzik raz na zawsze - byłam gotowa na wszystko.
Lekarz prowadzący zadecydował zatem, że ruszamy z Tetralysalem i Epiduo a w międzyczasie mam wykonać badania na nietolerancję - w przeciągu max 3 miesięcy. Jak się okazało - koszt takiego badania (gdy próbkę pobierają mi w miejskiej przychodni a następnie przesyłają do specjalnego ośrodka do Wrocławia) kosztuje...900 zł za 84 alergeny (!). Mniejszego pakietu nie ma co brać, bo wtedy musiałabym się żywić chyba tylko mlekiem, chlebem i ziemniakami.
Miałam zatem 3 miesiące na uzbieranie odpowiedniej kwoty. Na szczęście okazało się, że ze względu na popularność tych badań w moim mieście uruchomiono możliwość wzięcia udziału w badaniach organizowanych przez zewnętrzne laboratoriom, które przyjeżdża na miejsce ok. raz w miesiącu (teraz podobno częściej i w więcej niż jednej przychodni), pobiera materiał, bada go u siebie i do przychodni, w której pobierano krew, przesyła wyniki w przeciągu ok. 1 miesiąca.
Koszt?
250 zł za 95 alergenów.
Wyniki pokazały, że nie cierpię na wiele nietolerancji - jedynie na 5 z całego pakietu i dodatkowo są to nietolerancje o najniższym stopniu. Jeden posiłek z nieprzyjacielem katastrofy na twarzy nie wywoła - jednak jeśli przegnę z ilością lub zdarzy mi się spożyć alergen 2-3 dni pod rząd twarz zaczyna reagować dość jednoznacznie i pojawiają się niedoskonałości.
W mojej diecie staram się jak najbardziej zminimalizować spożycie glutenu, nabiału i cukru. Zgodnie z wynikami nietolerancji do grona dołącza żyto, drożdże i białka jaj. Ze względu na natychmiastową reakcję oraz wynik badań nietolerancji - mleko krowie odstawiłam całkowicie :)
Wbrew pozorom wykluczenie powyższych pokarmów nie nastręcza żadnych trudności i nie zwiększa kosztów wyżywienia. W dzisiejszych czasach, mając dostęp do szeregu prostych, łatwych i tanich przepisów gotowanie wciąż jest przyjemnością.
Zdecydowanie nie :)
J. bardzo lubi jak gotuję, polubił także zdrowe odżywianie i sam chętnie czaruje w kuchni bazując na produktach, które mi nie zaszkodzą. Dzięki temu sam zauważył, że czuje się lepiej, rzadziej boryka się z wysypem niedoskonałości (tak - on też miał do tego skłonności) a przede wszystkim - to naprawdę mu smakuje!
Jesteśmy tylko ludźmi :)
Czasem pojawi się nieodparta pokusa na danie spoza listy tych "dozwolonych" i jednocześnie brak jest ochoty na jego zdrowszą wersję.
A czasem kiedy przebywamy na urlopie i nie ma warunków do samodzielnego pichcenia - jesteśmy zdani na jedzenie na mieście. Gdy zaczęłam pisać dla Was ten post byłam kolejny dzień na urlopie, gdzie obiady jadłam na mieście. Codziennie na sałatki nie miałam ochoty, więc pojawiły się różne inne (i mniej zdrowe) zachcianki. Żar lejący się z nieba też na pewno nie pomagał mojej cerze...
Wizytę u endokrynologa odbywałam wiosną. Jak zawsze - miałam donieść aktualny wynik TSH. Tym razem jednak postanowiłam za radą endokrynologa i dermatologa zrobić także po raz pierwszy badanie poziomu kortyzolu.
Wynik TSH bardzo pozytywnie mnie zaskoczył - tak niski to chyba nie był nigdy :) Zmiana leku i dawki wreszcie została dobrana pod moje potrzeby i nie ma potrzeby już nic (jak na razie) w tym zmieniać. USG tarczycy wykazało, że "ponadgryzany" narząd (co świadczyło o początkach Hashimoto) odrósł i nie wykazuje już cech choroby autoimmunologicznej.
Gorzej jednak przedstawiła się kwestia kortyzolu. Podejrzewałam, że może być wysoko, ale nie aż tak - norma jest znacznie przekroczona i zdaniem lekarza może to się znacznie odbijać także na stanie cery. Endokrynolog nie chciał wdrażać kolejnej farmakoterapii i skoro początki Hashi udało się nam "cofnąć" bez większych trudności to z tym kortyzolem również poradzimy sobie naturalnie, bazując na kilku punktach.
1. Przestać się stresować (taaak - jak to łatwo powiedzieć).
2. Relaksować się.
3. Utrzymywać zdrową dietę.
4. Podejmować aktywność fizyczną, która nie podnosi znacząco tętna - np. joga, pilates, spacery, spokojna jazda na rowerze.
Jak się okazało - podołanie powyższym wymaganiom nie jest trudne i ze wsparciem najbliższych osób jak najbardziej do osiągnięcia. Czuję się lepiej, ciężko jest mnie wyprowadzić z równowagi i pozbawić dobrego nastroju a przestawienie się na spokojniejszą aktywność okazało się strzałem w 10, bo jogę pokochałam całą swoją pompą ssąco - tłoczącą i widzę jak kapitalnie na mnie wpływa :)
Nie.
Skóra po kilku miesiącach (tak mniej więcej od początku września) zaczęła się sukcesywnie pogarszać. Nie powiem - znacząco wpłynęło to na moje samopoczucie. Przepisane zewnętrzne maści przestały spełniać swoje zadanie i wcale nie utrzymywały skóry w ryzach a ja znów potrzebowałam nakładać makijaż aby móc bez wewnętrznego oporu pokazać się ludziom.
I w tym momencie nadszedł moment oświecenia. Skoro chemia nakładana zewnętrznie (bo oczywiście odpowiednia dieta i zalecenia endokrynologa wprowadziłam na stałe) nie radzi sobie z problemem to...przestaję się truć. Zauważyłam, że cera staje się bardziej wrażliwa, wręcz momentami zaogniona i winiłam za to przepisane mi maści. Postanowiłam szczegółowo przypomnieć sobie treść książki "Szczęśliwa skóra" i wprowadzić część rad w życie.
Obecnie moja pielęgnacja jest w całości naturalna, minimalistyczna a z makijażu...zrezygnowałam :) Daję skórze odetchnąć, jej obecny stan nie stanowi najwyższego priorytetu mojej egzystencji. Odżywiam się zdrowo, regularnie ćwiczę i dobrze się czuję.
A jak wygląda cera? Obecnie ewentualne wypryski dają o sobie znać tylko przed miesiączką, pojawiło się troszkę grudek, które chyba potrzebują peelingu :) Skóra widocznie "odetchnęła z ulgą" choć jej faktura nie jest równa a policzki zdobi kilka przebarwień, które pozostały jeszcze z czasów terapii i odstawienia.
Przede wszystkim twarz do chwili obecnej nie powróciła do stanu wyjściowego i na razie się na to nie zapowiada.
Choć zdarzał się spory wysyp to nigdy nie było tego aż tyle jak przed antybiotykoterapią. Myślę, że przy ówczesnym stanie cery moje obecne, całkiem naturalne metody, mogłyby nie zdać egzaminu a jeśli miałyby pomóc to w zdecydowanie dłuższej rozpiętości czasowej.
W listopadzie ubiegłego roku problem leżał nie tylko w samym wyglądzie cery, ale także psychice. Szybka poprawa stanu skóry niosła ze sobą większy luz w głowie, który tak naprawdę pozostał mi do dziś (z kilkoma wyjątkami, ale jakiej kobicie się one nie zdarzają ;]). Na pewno jednak nie poddam się jej ponownie, nie sięgnę również po silne złuszczające maści, które na chwilę obecną jedyne co potrafią to tylko mnie podrażniać. Chyba po prostu już wykorzystałam limit swojej skóry na tak silne zagrywki a przecież już nie mam 15 lat. Skóra przez przeszło dekadę wiele przeszła tego typu działań dlatego właśnie najlepsze co mogę dla niej zrobić to...dać jej święty spokój :)
Wyniki pokazały, że nie cierpię na wiele nietolerancji - jedynie na 5 z całego pakietu i dodatkowo są to nietolerancje o najniższym stopniu. Jeden posiłek z nieprzyjacielem katastrofy na twarzy nie wywoła - jednak jeśli przegnę z ilością lub zdarzy mi się spożyć alergen 2-3 dni pod rząd twarz zaczyna reagować dość jednoznacznie i pojawiają się niedoskonałości.
W mojej diecie staram się jak najbardziej zminimalizować spożycie glutenu, nabiału i cukru. Zgodnie z wynikami nietolerancji do grona dołącza żyto, drożdże i białka jaj. Ze względu na natychmiastową reakcję oraz wynik badań nietolerancji - mleko krowie odstawiłam całkowicie :)
Wbrew pozorom wykluczenie powyższych pokarmów nie nastręcza żadnych trudności i nie zwiększa kosztów wyżywienia. W dzisiejszych czasach, mając dostęp do szeregu prostych, łatwych i tanich przepisów gotowanie wciąż jest przyjemnością.
Czy jednak w związku z tym u mnie w domu gotuje się dwa obiady - jeden dla mnie i jeden dla J.?
Zdecydowanie nie :)
J. bardzo lubi jak gotuję, polubił także zdrowe odżywianie i sam chętnie czaruje w kuchni bazując na produktach, które mi nie zaszkodzą. Dzięki temu sam zauważył, że czuje się lepiej, rzadziej boryka się z wysypem niedoskonałości (tak - on też miał do tego skłonności) a przede wszystkim - to naprawdę mu smakuje!
Czy zdarza mi się zgrzeszyć i czy odbija się to na kondycji mojej cery?
Jesteśmy tylko ludźmi :)
Czasem pojawi się nieodparta pokusa na danie spoza listy tych "dozwolonych" i jednocześnie brak jest ochoty na jego zdrowszą wersję.
A czasem kiedy przebywamy na urlopie i nie ma warunków do samodzielnego pichcenia - jesteśmy zdani na jedzenie na mieście. Gdy zaczęłam pisać dla Was ten post byłam kolejny dzień na urlopie, gdzie obiady jadłam na mieście. Codziennie na sałatki nie miałam ochoty, więc pojawiły się różne inne (i mniej zdrowe) zachcianki. Żar lejący się z nieba też na pewno nie pomagał mojej cerze...
Kontrolne badanie poziomu hormonów tarczycy oraz kortyzolu
Wizytę u endokrynologa odbywałam wiosną. Jak zawsze - miałam donieść aktualny wynik TSH. Tym razem jednak postanowiłam za radą endokrynologa i dermatologa zrobić także po raz pierwszy badanie poziomu kortyzolu.
Wynik TSH bardzo pozytywnie mnie zaskoczył - tak niski to chyba nie był nigdy :) Zmiana leku i dawki wreszcie została dobrana pod moje potrzeby i nie ma potrzeby już nic (jak na razie) w tym zmieniać. USG tarczycy wykazało, że "ponadgryzany" narząd (co świadczyło o początkach Hashimoto) odrósł i nie wykazuje już cech choroby autoimmunologicznej.
Gorzej jednak przedstawiła się kwestia kortyzolu. Podejrzewałam, że może być wysoko, ale nie aż tak - norma jest znacznie przekroczona i zdaniem lekarza może to się znacznie odbijać także na stanie cery. Endokrynolog nie chciał wdrażać kolejnej farmakoterapii i skoro początki Hashi udało się nam "cofnąć" bez większych trudności to z tym kortyzolem również poradzimy sobie naturalnie, bazując na kilku punktach.
1. Przestać się stresować (taaak - jak to łatwo powiedzieć).
2. Relaksować się.
3. Utrzymywać zdrową dietę.
4. Podejmować aktywność fizyczną, która nie podnosi znacząco tętna - np. joga, pilates, spacery, spokojna jazda na rowerze.
Jak się okazało - podołanie powyższym wymaganiom nie jest trudne i ze wsparciem najbliższych osób jak najbardziej do osiągnięcia. Czuję się lepiej, ciężko jest mnie wyprowadzić z równowagi i pozbawić dobrego nastroju a przestawienie się na spokojniejszą aktywność okazało się strzałem w 10, bo jogę pokochałam całą swoją pompą ssąco - tłoczącą i widzę jak kapitalnie na mnie wpływa :)
Podsumowanie - czy pół roku po odstawieniu leków cieszę się nieskazitelną cerą?
Nie.
Skóra po kilku miesiącach (tak mniej więcej od początku września) zaczęła się sukcesywnie pogarszać. Nie powiem - znacząco wpłynęło to na moje samopoczucie. Przepisane zewnętrzne maści przestały spełniać swoje zadanie i wcale nie utrzymywały skóry w ryzach a ja znów potrzebowałam nakładać makijaż aby móc bez wewnętrznego oporu pokazać się ludziom.
I w tym momencie nadszedł moment oświecenia. Skoro chemia nakładana zewnętrznie (bo oczywiście odpowiednia dieta i zalecenia endokrynologa wprowadziłam na stałe) nie radzi sobie z problemem to...przestaję się truć. Zauważyłam, że cera staje się bardziej wrażliwa, wręcz momentami zaogniona i winiłam za to przepisane mi maści. Postanowiłam szczegółowo przypomnieć sobie treść książki "Szczęśliwa skóra" i wprowadzić część rad w życie.
Obecnie moja pielęgnacja jest w całości naturalna, minimalistyczna a z makijażu...zrezygnowałam :) Daję skórze odetchnąć, jej obecny stan nie stanowi najwyższego priorytetu mojej egzystencji. Odżywiam się zdrowo, regularnie ćwiczę i dobrze się czuję.
A jak wygląda cera? Obecnie ewentualne wypryski dają o sobie znać tylko przed miesiączką, pojawiło się troszkę grudek, które chyba potrzebują peelingu :) Skóra widocznie "odetchnęła z ulgą" choć jej faktura nie jest równa a policzki zdobi kilka przebarwień, które pozostały jeszcze z czasów terapii i odstawienia.
W żaden sposób jednak nie wpływa to na moje funkcjonowanie - w końcu nie samą twarzą człowiek żyje ;)
Myślę, że idę dobrą drogą a wprowadzony plan na kolejne trzy miesiące będzie mieć rację bytu przede wszystkim poprzez odbudowanie zniszczonej przez maści i antybiotyki warstwy hydrolipidowej a także wyregulowanie pracy gruczołów łojowych.Czy jednak kuracja zalecona przez dermatologa była jedynie startą czasu, zdrowia i pieniędzy?
Przede wszystkim twarz do chwili obecnej nie powróciła do stanu wyjściowego i na razie się na to nie zapowiada.
Choć zdarzał się spory wysyp to nigdy nie było tego aż tyle jak przed antybiotykoterapią. Myślę, że przy ówczesnym stanie cery moje obecne, całkiem naturalne metody, mogłyby nie zdać egzaminu a jeśli miałyby pomóc to w zdecydowanie dłuższej rozpiętości czasowej.
W listopadzie ubiegłego roku problem leżał nie tylko w samym wyglądzie cery, ale także psychice. Szybka poprawa stanu skóry niosła ze sobą większy luz w głowie, który tak naprawdę pozostał mi do dziś (z kilkoma wyjątkami, ale jakiej kobicie się one nie zdarzają ;]). Na pewno jednak nie poddam się jej ponownie, nie sięgnę również po silne złuszczające maści, które na chwilę obecną jedyne co potrafią to tylko mnie podrażniać. Chyba po prostu już wykorzystałam limit swojej skóry na tak silne zagrywki a przecież już nie mam 15 lat. Skóra przez przeszło dekadę wiele przeszła tego typu działań dlatego właśnie najlepsze co mogę dla niej zrobić to...dać jej święty spokój :)
Ciesze się, że ja nie mam dużo problemów z wyglądem cery :/
OdpowiedzUsuńDobrze, że doceniasz :))
UsuńMam nadzieję, że i ja kiedyś będę mogła powiedzieć, że nie mam takich problemów :)
Świetny wpis! Właśnie borykam się z tym problemem :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję - mam nadzieję, że w czymś pomoże :) Jesteś w trakcie antybiotykoterapii?
UsuńNa szczęście nie mogę obecnie narzekać na stan cery. na pewno przyczyniła się do tego zdrowa dieta, bo kiedyś jadłam same śmieci i cera szalała. Teraz jak mi coś wyskoczy po małej porcji czekolady czy nabiału to się nie przejmuję. Nie z takimi problemami się żyło :)
OdpowiedzUsuńTak - dieta ma niebagatelny wpływ i sama to widzę :) Czasem jednak zdarza mi się zgrzeszyć, ale coś ostatnio błędy te są mi chyba wybaczane xD
UsuńCzyli idziesz w dobrą stronę, ja zwłaszcza tego świętego spokoju zazdroszczę, bo z nim mam największy problem :P
OdpowiedzUsuńTak mi się wydaje choć nie chciałabym zapeszać :) Całkiem możliwe, że jeszcze okaże się, że ta tak znienawidzona tłusta cera jest wybawieniem xD Ale jak już się to potwierdzi to wtedy poruszę tę szaleńczą hipotezę szerzej :D
UsuńJa jestem w trakcie terapii Teyralysalem, zewnetrznie dostalam Acnederm, uslyszalam is dermatolog, ze jesli wyniki badan hormonalnych nie wzkaza, ze tam nalezy szukac problemu, to byc moze czas na Axotret. Jestem w nienajlepszym nastroju, bo wyglad mojej cery, to stale zrodlo moich kompleksow. Prace mam niestety stresujaca, ale chce sprobowac jakos sir wyciszyc i zmienic diets. Nie mam za bardzo ochoty truc sie retinoidami
OdpowiedzUsuńCzęsto podłoże trądziku to nie tylko hormony, więc zlecanie retinoidów bez zbadania reszty ewentualnych dysfunkcji jest troszkę ryzykowne. Mi moja też powiedziała - jak antybiotyk nie pomoże na stałe to tylko retinoidy. Mimo lekkiego nawrotu nie wróciłam zatem do lekarki tylko na własną rękę postanowiłam diametralnie zmienić pielęgnację i styl życia. Na razie nie czuję potrzeby ponownej wizyty u lekarza, zobaczymy jak będzie dalej.
UsuńJa razem z J. siadłam i podjęłam ostateczną decyzję nawet gdyby miało wrócić - nie idę w retinoidy, nie chcę tak bardzo niszczyć sobie organizmu. Antybiotyk i dał na pewno dał jelitom i wątrobie popalić. Już wystarczy ;)
dobrze, że napisałaś, ile kosztują te badania na nietolerancje...
OdpowiedzUsuńNiedawno dowiedziałam się że mam Haszi. Zdolowalam. Ale już się ogarnęłam. Wyczytałam że najlepiej byłoby odstawić nabiał i gluten. Ciągle mam problem bo nigdzie nie ma pieczywa bez glutenu 😫 masz jakiś przepis na chleb i możesz się podzielić ? Staram się jakoś ogarnąć jadłospis ale póki co mnie to przerasta. Z nabialem nie jest lepiej... Poradzisz mi coś ?😭
OdpowiedzUsuńBardzo prosto było mi wykluczyć gluten :) Z łatwo dostępnego pieczywa to np. bułki owsiane z Lidla. Ich skład nie powala, ale pszennej mąki nie mają. Sama możesz upiec np. chleb z kaszy gryczanej - przepis jest u mnie na blogu. Do tego wszelkie wafle ryżowe a wiele wypieków czy naleśników zrobisz bez mąki lub np. z mąką gryczaną :)
Usuń