Budzik dzwoni o 6 nad ranem. Włączasz drzemkę i przykładasz jeszcze choć na chwilę głowę do poduszki psiocząc, że znów się nie wyspałaś i nie wydaje Ci się aby to był dobry dzień.
Pędem wbiegasz do łazienki aby choć trochę się odświeżyć. W przelocie miedzy wybieraniem garderoby a karmieniem kota wcinasz bułkę tak naprawdę nie wiedząc jaką ani z czym. Popijasz zimną herbatą lub naprędce zaparzoną kawą.
Siadasz przed lustrem z zamiarem wydobycia zwiększonego pierwiastku kobiecości, ale szybkie spojrzenie na zegarek działa jak kubeł zimnej wody - dziś znów uda się tylko pociągnąć rzęsy, zatuszować kilka pryszczy/zmarszczek (czasem nawet jedno i drugie) a głowę przyozdobi messy bun (very messy, mniej bun).
W pośpiechu wychodzisz z domu i biegniesz do roboty z językiem na brodzie. Jesteś mistrz jak udało Ci się pamiętać o drugim śniadaniu (choć często i tak nie uda Ci się go spożyć). Wpadasz do firmy jak na złamanie karku, stajesz przed stanowiskiem pracy i...jazda, jazda, jazda.
Wynik, wynik, wynik.
Terminy, terminy, terminy.
I tak w kółko...
O drugim śniadaniu często zapominasz, o potrzebie fizjologicznej zwanej sikaniem tym bardziej.
W sumie nawet nie masz czym sikać, bo gdzie tutaj czas na nawodnienie organizmu?
1,5 l wody dziennie?
Pfff!
Pytanie kiedy? Bo przecież nie w pracy a po też czasem ciężko.
Pytanie kiedy? Bo przecież nie w pracy a po też czasem ciężko.
Biegniesz do domu szykować obiad, jesz go z drugą połówką nierzadko w pośpiechu, trochę ogarniesz mieszkanie, znowu nakarmisz kota, zmyjesz makijaż, weźmiesz szybki prysznic i pora na lulu. W łóżku przeczytasz jeden rozdział rozpoczętej dwa tygodnie temu książki i padasz jak betka
A od jutra znów to samo...
Znasz to?
Pewnie sobie pomyślicie cóż mnie wzięło na te filozoficzne rozważania?
Mogłabym po prostu powiedzieć, że to samo Życie (przez duże "Ż").
Nie jestem osobą wiekową i bardzo przez nie doświadczoną. Bardzo szybko jednak podjęłam pierwszą pracę, wyprowadziłam się z domu i postanowiłam żyć z ukochanym na własny rachunek. Nigdy nie twierdziłam, że będzie łatwo i oczywiście miałam rację :)
Przez bardzo długi czas trwałam w takim marazmie jak opisałam Wam na górze. Nie wiedziałam jak sobie to wszystko lepiej zorganizować. Gdzie mieć czas (i pieniądze!) na jakiekolwiek pasje, sport, podróże. Mimo młodego wieku wyraźnie czułam jak przez palce ucieka mi czas i nie wiedziałam jak to ogarnąć. Bo przecież w domu zawsze musi być czysto jak w pudełku, na stole powinien stać świeżo przygotowany obiad i nie ma pieniędzy na jakiekolwiek przyjemności, bo dochody pokrywają się niemal na równi z wydatkami na podstawowe utrzymanie.
MUSI tak być.
O tym, że może być inaczej uświadamia mnie J. Proponuje inną organizację życia, która odciąży nas obojga. Oświeca mnie, że możemy przygotować w weekendy obiad na najbliższe 3 - 4 dni. Możemy posprzątać porządnie raz w tygodniu a w międzyczasie wtedy, gdy zadziało się coś wymagającego interwencji.
Kiedy wracasz zmęczona po pracy, źle się czujesz, jesteś osłabiona a ze zlewu wyglądają garnki, które nabrały już własnej osobowości prawnej i radośnie machają Ci łapką - masz prawo się położyć i wypocząć.
Masz prawo się zregenerować.
Masz prawo mieć danego dnia lenia i dwie lewe ręce do jakiejkolwiek roboty.
Bo jesteś tylko (a może właśnie i "aż") CZŁOWIEKIEM.
Wielu z nas wynosi pewne przyzwyczajenia z domu, od najbliższych, przyjaciół czy znajomych z pracy. I czasem mniej lub bardziej świadomie narzucamy sobie swoisty "kierat", bo przecież tak zostaliśmy nauczeni, tak przecież robią inni. Zachowujemy się więc jak na autopilocie kursując między tym co "trzeba", "wymaga", "powinno się" a zapominając o sobie samych. Przedkładamy rzeczy, które nas otaczają nad to, co się dzieje w naszym wnętrzu.
Ignorujemy siebie mniej lub bardziej świadomie. Zapominamy o swoich potrzebach.
Żyjemy dla innych. Dla tych, którzy krytycznie patrzą na to czy w domu masz zawsze czysto a mąż ma na talerzu codziennie świeżo ugotowany obiad.
Odpowiedz zatem sama przed sobą - czy otaczasz się dobrymi ludźmi?
Czy obcowanie z nimi sprawia Ci radość?
Czy ta znajomość wnosi coś konstruktywnego do Twojego życia?
Długi czas musiało mi zająć przestawienie myślenia. I nie - nie jestem taka zajebista żeby dojść do tego sama. J. jest wielkim człowiekiem i nie mówię tu o jego wadze :) Potrafił naprostować mój skrzywiony obraz codziennej rutyny, która nagle potrafi obfitować w przyjemności nawet w środku tygodnia. Bo na chwilę dla siebie staram się teraz zawsze wygospodarować czas.
I nie oznacza to, że żyję w brudzie a gdy piszę dla Was ten tekst - kot poluje na szerzące się zewsząd robactwo.
Nie oznacza to, że tydzień w tydzień na obiad serwuję zupę pomidorową na kostce rosołowej i koncentratu pomidorowego.
Nie oznacza także, że spadła moja wydajność w pracy bo postanowiłam wygospodarować w niej czas na nawodnienie organizmu oraz spożycie drugiego śniadania.
Odnalazłam w sobie pasję i chęć do życia. Wreszcie czuję się na dziewczynę w wieku, w którym jeszcze 2 jest z przodu :) Moje życie nie jest idealne - nie jadam w wykwintnych restauracjach, moje codzienne posiłki często nie wyglądają jak kadry prosto z Instagrama a zajmowanie przez wroga kolejnych połaci czystego terenu na mojej twarzy potrafi zepsuć poranek. Nie zmienia to jednak faktu, że w sobotę siadamy z J. rano przy wspólnej kawie i usmażonym bananowym omlecie, który czasem potrafimy spożywać niemal w nieskończoność gadając, oglądając film i odganiając kota od talerzy.
Jesteśmy w stanie spędzać razem dużo czasu a także znaleźć go dla własnych codziennych aktywności.
Chętnie wspólnie gotujemy - wtedy praca idzie szybciej, jest też znacznie przyjemniejsza.
A kiedy źle się czujemy to wszystko idzie w kąt, kładziemy się pod koc i oglądamy "Przyjaciół", którzy potrafią poprawić nawet najbardziej sknocone samopoczucie.
Czy świat mi się zawali od kawałka kociej sierści na kocu?
Od naczyń w zlewie?
Czasem wystarczy godzina resetu, wewnętrznego wyhamowania i czuję, że wracam do życia.
Wtedy nawet chętniej ładuje się zmywarkę, składa pranie a może i wygospodaruje się czas na jakieś domowe słodkości? :)
Mi się zdarza pracować po 10h, weekendy spędzam poza domem a mimo to nie mam zlewu pełnego brudnych naczyń. Kwestia organizacji.
OdpowiedzUsuńSpoko, aczkolwiek nie organizacja czasu była tematem tego wpisu ;)
UsuńJa po dwóch intensywnych latach postanowiłam zwolnić, bo miałam takie samo wrażenie jak ty, że czas ucieka mi przez palce. Zapomniałam o sobie, o swoim zdrowiu. Z końcem 2017 bo był to dla mniej najgorszy rok, zmieniłam podejście, zaczęłam stawiać na siebie, odnaleźć radość w małych rzeczach i w samej sobie. Zwolniłam i tego mam zamiar się trzymać. Nie wszystko jest idealnie, bo brakuje tej drugiej osoby, ale mam nadzieję, że i to niedługo się zmieni :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że też się otworzyłaś na świat :) Naprawdę nie warto tracić zdrowia na takie życie jakiego się od nas w większości oczekuje :D
UsuńA niebawem i z drugą osobą się poukłada bo tak po prostu musi być :) Ja trzymam kciuki <3
Dzięki :). Kciuki na pewno się przydadzą, tym bardziej, że jest ktoś w mojej głowie, chociaż sprawa jest ciężka :)
UsuńSuper mądry post! Żyjemy w ogromnym stresie i wymagamy dużo od siebie jak i od innych, a czasami to pierwszy odzywa sie nasz organizm mówiąc, że on MA JUŻ DOSYĆ!Warto to przemyśleć, bo życie jest tylko jedno :3
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za miłe słowa :)
UsuńMasz całkowitą rację. Paradoks naszych czasów - marnować zdrowie żeby zarobić więcej hajsu a potem wydawać ten hajs by uratować zdrowie...
Jaki ten tekst jest mądry. I tak bardzo na czasie! Sama od kilku miesięcy funkcjonuję jak zombi: 4 razy w tygodniu wychodzę z domu o 7.30, wracam przed 22. Tylko jeden dzień mam zupełnie "wolny" - bo i tak przecież poświęcam go na sprzątanie i nadrabianie wszelkich zaległości!
OdpowiedzUsuńW tym roku postanowiłam zluzować (fakt, jeszcze tego nie potrafię, ale staram się jak mogę!) Dogadałam się z Ukochanym, że z drugiej pracy będę wychodzić koło 20, zamiast kiblować do końca - w ten sposób oszczędzam dziennie 1,5-2h! Dzięki temu temu znajduję chwilę na ćwiczenia i długi, rozluźniający prysznic...:)
Nawet nie wiesz jak dużo dla mnie znaczy Twoja opinia :) Jest mi naprawdę bardzo miło :*
UsuńTrzymam kciuki żeby udało Ci się znaleźć więcej tego luzu i w pełni cieszyć się życiem <3
Warto czasem zwolnić i znaleźć chwilę dla siebie i bliskich :) A sprzątanie nie zając, nie ucieknie :D
OdpowiedzUsuńHaha - dokładnie tak! :D
UsuńŚwietne podejście!.Sama byłam taką osobą jak pisałaś na początku z czasem zrozumiałam,ale życie mi ucieka a ja staje się bardziej przygnębiona życiem.Pewnego dnia powiedziałam dosyć!.I zmieniłam wiele:)
OdpowiedzUsuńNo i pięknie - to doskonale wiesz o czym mówię :)
UsuńCieszę się, że udało Ci się zmienić podejście i kibicuję aby było coraz lepiej :)
Brawo!
OdpowiedzUsuńZdrowe podejście, pochwalam.
Jestem tego samego zdania, każdego zdania. Doszłam do takich wniosków już wiele lat temu, ale i 4 z przodu ma w tym swój udział :DDD
Nie uważam, że święta bez umycia okien są gorsze, ani że są gorsze przez to, że nie spędziłam 5 dni w kuchni robiąc żarcie na dwa okres 2 tygodni po świętach. Na większą część tygodnia też gotuję w weekendy :), świetna metoda. Brudu nie znoszę, ale lekki, artystyczny bałagan już od dawna mi nie przeszkadza :DDDD Generalne porządki robimy wtedy, kiedy są potrzebne, a nie wtedy, kiedy wypada.
No to aż się zaczerwieniłam jak i Ty mnie pochwaliłaś <3
UsuńCo do Świąt to u mnie jest dokładnie tak samo :D I choć nie jestem wielką fanką wszelkiego rodzaju "memów" to tą przedświąteczną gorączkę pięknie obrazował wizerunek Jezusa z podpisem "Umyj okna dla Jezusa"...;)
*: *: *:
UsuńUmyj okna dla Jezusa..... hahahahahahahaahahaaaaaaaa :D Padłam!
Mnie zawsze powala, jak kobiety, które uważają siebie za nowoczesne, wyzwolone i postępowe robią ponad siły wszystko same, oczywiście po powrocie z pełnoetatowej pracy, a ich facet siedzi na kanapie i ogląda mecz. I robią nie dlatego, że jest taka faktyczna potrzeba, tylko własnie dlatego, że tak "wypada", "bo zawsze tak się robiło".... Nawyki wynoszone z domu ciężko zwalczyć, więc masz powody do dumy, bo Tobie się udało :)
Udało, ale nie samej - mnie też trzeba było odpowiednio "naprostować" :D
UsuńCieszę się, że mem o Jezusie sprawił Ci tyle radości ;))
Love.
OdpowiedzUsuńW paru momentach zaśmiałam się ale teks mądry! Daję radę wygospodarować czas tak że mam czas na ogarnięcie siebie, zwierzyńca domowego, posprzątanie w domu, zająć się młodym i zawsze gotuję na parę dni. A jak nie to wyciągam z zamrażalnika jedzenie wcześniej zrobione, garki same się zmywają ale czasem ma się dosyć. Najgorsza jest montonia...
OdpowiedzUsuńTaki był plan żeby momentami śmieszył :D
UsuńCóż - poważnym kołczem z prawdziwego zdarzenia nigdy nie będę xD
Popieram takie podejście. Wprawdzie zauważyłam, że im więcej mam obowiązków tym lepiej umiem wszystko zorganizować, ale na dłuższą metę organizm po prostu się buntuje. Każdy z nas potrzebuje chwili odpoczynku, relaksu, zwykłego nicnierobienia.
OdpowiedzUsuńChoćby nawet organizacja była na najwyższym poziomie czasem warto po prostu nabrać odrobiny oddechu :) I właśnie zależało mi na tym aby to przekazać :))
Usuń"W przelocie miedzy wybieraniem garderoby a karmieniem kota wcinasz bułkę tak naprawdę nie wiedząc jaką ani z czym." - ależ to prawdziwe!
OdpowiedzUsuńHa ha ha ja się ciągle tego uczę, ale już coraz częściej sensownie podchodzę do chwili świętego spokoju dla siebie :P
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze! :)
UsuńBardzo dobrze, że udało Ci się obudzić z tego transu i zacząć żyć tak, żeby życie sprawiało Ci przyjemność :) Ja z natury jestem leniem totalnym i zawsze na pierwszym planie stawiam siebie. Tak więc jeśli po powrocie z pracy jestem zmęczona, najpierw drzemka. Dlaczego naczynia mają być pozmywane o 16 a nie na przykład o 22, kiedy już sobie odpocznę, zrelaksuję się i podładuję baterie?
OdpowiedzUsuńZe mnie też trochę leniuszek, ale z takim irytującym głosem z tyłu głowy: "Trzeba posprzątać!", "Nie ma czasu na odpoczynek, do garów!" itp. ;) Na szczęście teraz powoli poznaję priorytety :D
UsuńGreat post and really lovely blog.
OdpowiedzUsuńWould you like to follow each other? If you do, let me know in the comments on my blog.
hugs
https://darijadujovic.blogspot.com/
Hm. Pracuję od poniedziałku do piątku (czasami też przez część niedzieli), studiuję zaocznie, tańczę w zespole i do tego jestem modelką alternatywną. I czasami mam poczucie straty czasu, że za dużo się opierdzielam, że nie powinnam tak długo siedzieć na fejsie lub IG. Wydaje mi się, że to siedzi w nas - bo ZAWSZE się znajdzie czas na robienie rzeczy, a mimo, że ja ciągle gonię to mam wrażenie, że i tak non stop marnuję czas :D
OdpowiedzUsuńrudaurodowo.blogspot.com
Bardzo dobre podejście, jednak ja wciąż muszę się go uczyć🐾❤
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
My blog
Ja też się uczyłam dłuższy czas, ale naprawdę było warto :)
Usuńmy tak żyjemy na swoim. Na szczęście. Nie ma sprzątania co dwa dni, co bardzo mnie męczyło u mamy. Możemy 2 dni nie zmywać i naprawdę da się żyć. Względny porządek jest, a jak jest czas i siły, to i o taki porządny zadbamy. Ważne, że mamy czas sami dla siebie także ;)
OdpowiedzUsuńJa też trochę poczułam ulgę wtedy, gdy poszłam na swoje, więc wiem o czym mówisz :)
UsuńSuper lekkość pisania bardzo mi się podoba , a do tego te zdjęcia poezja...
OdpowiedzUsuńJa mam ogrom wolnego czasu i nie wiem jak go spożytkować marnuję go...to przerażające !
Gdybyś miała ochotę to serdecznie zapraszam Cię na bloga swojej Przyjaciółki , która również jak i Ty chwyta piękne obrazy w swój obiektyw i pisze posty płynące prosto z serca dla drugiego człowieka .
---> odnowionaja.blogspot.com
Pozdrawiam bardzo serdecznie Sylwia :)
Dziękuję za miłe słowa.
UsuńBardzo jednak proszę o niespamowanie o blogu swojej przyjaciółki. Już mi go poleciłaś w poprzednim komentarzu.
Z góry dziękuję za zrozumienie.
Ja staram się żyć na totalnym luzie :) gonitwa niczym dobrym się nie kończy :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam i w pełni się zgadzam <3
UsuńPodziwiam :) Naprawdę. Żyjąc w trybie normalnej pracy nie potrafiłam z siebie nigdy wykrzesać tej radości z dnia codziennego.. na dłuższą metę nie byłam w stanie zrozumieć jak ludzie to akceptują.. co dopiero znajdują w tym jakieś szczęście. Cieszę się więc bardzo, że Wam obojgu udało się wdrożyć takie zdrowe podejście :)
OdpowiedzUsuńA ze wstępu się uśmiałam :D Choć brzmiał przerażająco prawdziwie przypominając mój dawny tryb życia ;D
Można ułożyć sobie wszystko, nawet pracując na etacie :) We dwójkę jest jednak prościej i bez J. pewnie by mi się nie udało ;)
UsuńPodoba mi się ten wpis. Pierwsza część o mnie jak nic. Co prawda staram się przestawiać myślenie na takie, że dom jest do mieszkania, a nie do sprzątania i jak czegoś nie zrobie to ziemia nie wypadnie z orbity, ale jeszcze czasem sprawia mi to problemy ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci przypadł do gustu :) Mi też czasem się zdarza przejmować takimi "pierdółkami", na szczęście coraz rzadziej, więc i za Ciebie trzymam kciuki :))
UsuńNie jest łatwo. Praca, dom, obowiązki i jeszcze kiedy mamy dzieco to jest już niezła układanka... Warto jednak sobie pewne sprawy przestawić w głowie. Dom to nie muzeum,a obiad to nie jest być albo nie być. Każdy ma prawo odpoczac, wyjechać w diabły izostawić wszystko za sobą. To jest zdrowe podejście. Inaczej byśmy zwariowali w wieku 35 lat
OdpowiedzUsuń