Azjatycka pielęgnacja a…nasza polska rzeczywistość - cz. I.

Dzisiejszy post miał być tak naprawdę artykułem dla pewnej firmy kosmetycznej. Był to jedyny tekst, nad którym byłam w stanie się skupić po powzięciu informacji o zdrowiu Gieny...
Naiwnie jednak uwierzyłam, że może być neutralny, bez "lokowania produktu" w jego treści.

Niestety - promowanie innych marek poza tą jedną nie wchodzi w rachubę. Zdecydowałam zatem nie edytować tekstu tylko opublikować go tutaj, dla Was. W końcu praca nad nim zajęła troszkę czasu i efektami wolę jednak podzielić się z Wami niż zmieniać tekst pod czyjeś dyktando :)

Tekst jest obszerny, więc dzielę go na dwie części aby Was nie zanudzić :) Gotowi? To jedziemy z tym koksem :) 

* A Ci, którzy nie widzieli - z Gieną coraz lepiej a na pewno z jej apetytem :)

http://hairwitchproject.blogspot.com/2016/06/azjatycka-pielegnacja-anasza-polska.html
Zdarzało Ci się spojrzeć w lustro i powiedzieć dobitnie „Nie może tak być…Czas wreszcie wziąć się za siebie.”

Mi też.

Zaczynamy zatem przygodę z peelingami, maseczkami, odżywczymi kremami lub…Szukamy cudownych rad na forach internetowych czy damskich portalach. Coraz częściej możemy spotkać się tam z tematem pielęgnacji według Azjatek. 

„Mają piękne cery” – myślisz sobie. Zaraz jednak pojawia się zły doradca, który mówi, że to tylko zasługa genów. Ale Ty nie poddajesz się i zaczynasz zgłębiać temat.

Czytasz, czytasz i…odpuszczasz. Dlaczego?
·         * Bo to zbyt skomplikowane.
·         * Musiałabym chyba z łazienki nie wychodzić aby przeprowadzać te wszystkie rytuały.
·         * Szkoda mi życia upływającego wyłącznie na mazianiu się kosmetykami.
·         * Nie wiem gdzie znaleźć te wszystkie kosmetyki.
·         * Nie stać mnie na to.

Czy to znaczy, że jesteś marudą? 

Nie :)
W Azji model rodziny różni się od tego, z którym mamy do czynienia w Polsce (aczkolwiek nie wszędzie). Tam głównym żywicielem rodziny jest mąż, kobieta zaś ma dbać o dom, dzieci i…siebie. W naszym kraju mamy do czynienia całkowicie z innym podziałem obowiązków. Najczęściej obydwie strony pracują na pełne etaty, po pracy zajmują się dziećmi a obowiązki domowe w większości przejmują kobiety. Dodatkowo wszystko za najniższą krajową pensję. Czy zatem jedynie możesz pomarzyć o Azjatyckiej pielęgnacji?

Nie.

Ja również wpasowuję się w przedstawiony wyżej Polski Przeciętny Model Rodziny. Może zarabiam troszkę więcej niż najniższa krajowa, ale mam na głowie kredyt. Może nie mam dzieci, ale mam kota i szynszyla, które również są w pełni absorbujące. Mam jedno szczęście – Męża, który pomaga mi we wszystkim. Jednak do typowej Azjatki jest mi daleko.
 

 
Azja i ich rytuały pielęgnacyjne zawsze mnie fascynowały. Nie potrafiłam jednak w pełni ich odwzorować, nie miałam takiej możliwości. Zainwestowałam zatem w „Sekrety urody Koreanek” (KLIK), poświęciłam trochę czasu na poznawanie tajników pielęgnacji oglądając różnego rodzaju tutoriale czy czytając artykuły bądź fora. Tak czy inaczej również w tej kwestii postanowiłam wdrożyć swoją zasadę: „Dopasuj metodę do siebie a nie siebie do metody” :)  Czy w tym przypadku również zdało to egzamin? 

Zapraszam dalej :)

Oczyszczanie + tonizowanie

O wieloetapowym oczyszczaniu cery słyszałyśmy, prawda? Azjatki myją twarz najpierw specjalnym olejkiem poświęcając dużo czasu na masaż a dopiero następnie delikatnym żelem/pianką. Potem w ruch idzie tonizowanie. Cenowo jak to wygląda? Sporo...
Polskie odpowiedniki olejku myjącego możemy odnaleźć, ale często są one na parafinie i potrafią więcej nieść ze sobą szkody niż pożytku. Poza tym przed wyjściem do pracy raczej nie mamy czasu na kilku lub kilkunastominutowy masaż. Jak zatem robię to ja?
Mocniej koncentruję się na demakijażu, czyli oczyszczaniu wieczornym. Rano na mojej skórze widnieje lekki krem nawilżający z nocy, krem pod oczami oraz sebum, które zdążyło się wydzielić podczas snu. Twarz na dzień dobry przecieram zatem moim ulubionym płynem micelarnym z BeBeauty a następnie myję żelem micelarnym również z BeBeauty (KLIK) :) No cóż…jestem zwolennikiem znanego wszystkim sloganu ”Jak nie widać różnicy to po co przepłacać?” :)


Tonizowanie kończę wodą różaną, jakimś hydrolatem, czy delikatnym, łatwo dostępnym tonikiem. Teraz planuję zrobić swoją wodę ryżową – podobno sekret Azjatek :)

Wieczorne oczyszczanie jest odrobinę bardziej skomplikowane, ale nie za bardzo :) Zaczynam od zmycia makijażu oczu (jeśli go mam) płynem dwufazowym do demakijażu (obecnie stosuję ten z Rival de Loop, dostępny w Rossmannie) a następnie przechodzę do masażu twarzy czystym olejem kokosowym. Gdy się spieszę to samym olejem masuję przez ok. 10 sekund a następnie moczę ręce i taką „emulsją” masuję twarz przez kolejne ok. 30 sekund. Gdy mam więcej czasu lub potrzebuję relaksu, wtedy trwa to odrobinkę dłużej :)


Następnie twarz myję albo żelem micelarnym z BeBeauty lub…mydełkiem Aleppo (KLIK). Powiesz, że mydło jest drogie? Może w porównaniu do żelu z Biedronki tak, warto jednak zaznaczyć, że ja używam go prawie codziennie, minął rok, a ja nawet nie zużyłam połowy kostki. Wydajnością nadrabia bez dwóch zdań, więc cena do jakości i wydajności – śmieszna :)

Tonizowanie tak, jak przy poranku.

Pielęgnacja właściwa

Tutaj zaczynają się schody, prawda? Słyszałaś o tych wszystkich esencjach, lotionach, serach, kremach, żelach, ampułkach…
Aż w głowie się kręci :)

Czy da się to uporządkować? 

Oczywiście.

Po raz kolejny u mnie pielęgnacja poranna i wieczorna różnią się od siebie.

Rano, na skórę jeszcze wilgotną po tonizowaniu nakładam żel. Obecnie jest to arnikowy, łatwo dostępny w aptece. Moim faworytem przez wiele miesięcy był jednak ślimakowy od Mizona (KLIK). Zamiast tych dwóch kolegów możemy jednak nabyć np. żel aloesowy, który również sprawdzi się w tej roli. Po żelu ląduje u mnie serum z kwasem migdałowym od Bielendy (KLIK). 

Wiem – wydatek 30 zł tylko na ten jeden kosmetyk, gdy w planach jest jeszcze kilka, może być zbyt duży. Ja jednak używam go, bo rzeczywiście trzyma moją cerę w ryzach, poza tym starcza mi na ok. 2 miesiące, więc wtedy cena ta już tak nie poraża. Kiedy jednak go skończę pędzę czym prędzej po serum dla trądzikowców z kwasem salicylowym od Isany :) Podobno jest genialne i chyba ponad połowę tańsze od Bielendy. Możecie zatem ruszać od razu po niego.


Po serum czas na krem pod oczy. Tutaj nie mam zbyt wielkiego doświadczenia, bo zaczęłam kosmetyki te stosować dość niedawno. Genialnie sprawdził się jednak u mnie biało – czerwony kremik od Rival de Loop, który po promocji kupiłam za szaloną kwotę ok. 3 zł :)


Potem czas na delikatny krem. U mnie obecnie w tej roli sprawdza się lekki krem brzozowy od Sylveco. Wiem – jego cena to ok. 30 zł jednak uwierzcie mi – mam go ponad 2 miesiące i zużyłam może 1/3. Jeśli nie chcecie takiego wydatku to Rival de Loop ma w swojej ofercie delikatny krem nawilżający. Oceniła go bardzo pozytywnie Kascysko i prawdopodobnie wcześniej czy później trafi on w moje łapki.

Wieczorem również na skórę wilgotną po tonizowaniu w ruch idzie mieszanka na dłoni żelu arnikowego oraz odrobiny oleju. U mnie obecnie z pestek moreli. Wklepujemy w twarz, następnie nakładamy krem pod oczy a na koniec aplikujemy odżywczy krem. Jeśli skóra nie wymaga tak silnego zastrzyku – możemy ponowić aplikację kremu lekkiego. Co 2-3 dni zamiast mieszanki i kremu stosuję jedynie żel i Acnederm z kwasem azelainowym do walki z ewentualnymi niespodziankami.
Na dziś to wszystko. Czy Wy również lubicie tak kombinować? :)
P.S Dziś o 17.30 godzina "zero". Giena będzie poddawana zabiegowi we Wrocławiu. Pomóżcie mi trzymać za nią kciuki aby wszystko poszło po naszej myśli :)
Całuję Was,
Iwona.

31 komentarzy :

  1. W sumie lubię używać azjatyckie kosmetyki, ale jakoś żeby szaleć na ich punkcie pielęgnacji to raczej nie :) wolę swoje własne sprawdzone metody

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie szaleję - dopasowałam ich pod siebie :)

      Usuń
  2. Coś dużo znaczków i krzaczków powyskakiwało Ci w poście :P Cieszę się, że z Gieną już lepiej :) U mnie azjatyckie triki pielęgnacyjne wywołały zupełnie odmienny efekt - toniki powodują pogorszenie stanu cery, stosowanie żelu myjącego po olejkach wywołało totalne wysuszenie skóry (muszę najpierw myć twarz żelem, a potem olejami), a azjatyckie kremy BB spowodowały u mnie totalny wysyp :P Najzabawniejsze jest to, że normalnie nie mam problemów z cerą, ale od azjatyckich trików zaczęłam je mieć :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co Ty mówisz? U mnie ani na kompie, ani na telefonie brak krzaczków...Ciekawe czy komuś jeszcze też się tak wyświetla...

      Usuń
    2. Też widzę krzaczki...

      Usuń
    3. Kurczę...zaraz sprawdzę :(

      Usuń
    4. Krzaczki usunięte - wyświetlały się w przeglądarce Explorera a w Mozilli nie ;)

      Usuń
    5. Używałam Chrome, ale faktycznie już krzaczków nie ma :)

      Usuń
  3. Moja pielęgnacja nie jest aż tak rozwinięta ;d demakijaż to tylko płyn micelarny i żel. Oleje mi nie służą :<

    Kochana,cieszymy się, że ze zwierzątkiem już lepiej ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem świeżo po lekturze tej książki i mam mieszane uczucia... Jak poukładam to sobie, to pewnie coś o niej napiszę :)
    Mnie czysty olej kokosowy zapycha, a do mycia twarzy używam olejku do mycia dla dzieci z Ziaja - jest wersja bez parafiny i z bardzo przyjemnym składem :) Aktualnie szukam fajnego serum, ale nie mogę się na nic zdecydować- zainteresowałaś mnie Isaną :) Przymierzam się też do OCM, ale z parówką zamiast ręcznika :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym olejkiem mnie zaciekawiłaś :)

      Usuń
    2. Myślę że uda mi się w przyszłym tygodniu napisać recenzję, więc zapraszam :)

      Usuń
    3. Ooo...będę wypatrywać :)

      Usuń
  5. Trzeba uciec do Azji żeby mieć więcej czasu dla siebie :D Dobrze, że słodzisia wraca do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Napracowałaś się przy tym wpisie :)
    Miałam kiedyś ten krem RdL, ale był neutralny. Krzywdy nie zrobił, ale specjalnych właściwości również nie wykazał.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczyszczam buzię dokładnie tak jak Ty, ale jakiś czas temu przeczytałam u Azime, że nie powinno się po oleju używać dodatkowego myjadła, nie powiem, zgłupiałam trochę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie brak mydła po oleju nie wchodzi w grę :) Tak mi służy najlepiej :)
      Być może Azime używa oryginalnego olejku myjącego, który pozostawia po sobie uczucie czystości. Sam olej kokosowy pozostawia jednak tłuszcz, który trzeba dodatkowo domyć ;)

      Usuń
  8. Co prawda książki nie czytałam ale stosuję podobne kroki do Ciebie, jedynie na różnych produktach, no może nie nakładam żadnego żelu przed serum :D

    OdpowiedzUsuń
  9. W życiu nie dałabym robić codziennie dziesięciominutowy masaż twarzy. Ale taki szybciutki masaż olejek kokosowym mogłabym wypróbować. Może to będzie jakiś sposób, by wykończyć jego wielki słój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kokosa uwielbiam i zużywam słój za słojem :) Jest genialny do wszystkiego - włosów, twarzy, ciała, jako wzmacniacz do rzęs, nawilżacz do skórek paznokci a także do...smażenia :) U mnie idą jego hurtowe ilości :)

      Usuń
  10. Pare razy przymierzałam się do Azjatyckiej pielęgnacji, jednak moja okrojona wersja zdecydowanie mi wystarcza i czasowo też jest ok :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nice post!
    I`m following ur blog with a great pleasure!

    Please join me - http://sunnyeri.blogspot.com
    https://www.instagram.com/sunnyeri/

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo fajny post, dobrze, że go opublikowałaś :) Moja pielęgnacja wygląda dość podobnie, z tym, że kokosowego nie używam do twarzy, bo jednak mnie zapycha, ale za to olej z pestek moreli jest cudny :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Od jakiegoś czasu testuję azjatyckie kremy BB i słynne maski w płachcie, oczyszczanie olejami raczej mi nie służy, mam cerę mieszaną w kierunku tłustej, skłonności do zapychania. Na myśl o używaniu olejów aż się wzdrygam... Myślę, że można z azjatyckiej pielęgnacji zaczerpnąć pewne nawyki i dostosować do swoich potrzeb :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja mam kilka azjatyckich kosmetyków od Pati i pasują mi.
    Najważniejsze że z Gienią jest lepiej.
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  15. „Dopasuj metodę do siebie a nie siebie do metody” - to moje moto pielęgnacyjne też :)
    Bardzo mi się spodobał pomysł z masażem twarzy olejem kokosowym.

    OdpowiedzUsuń
  16. oczyszczanie serio duże daje ale dobre oczyszczanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny tekst:) Wypróbuję masaż z olejem kokosowym, ale jestem ciekawa czy nie będzie zapychał mieszanej cery.

    OdpowiedzUsuń
  18. Napisałam podobny tekst o koreańskiej pielęgnacji :)Samą pielęgnacją jestem zafascynowana jednak książka nie przypadła mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń

Hair Witch Project | beauty and lifestyle blog © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka