I znów całkiem prytwatnie - jak walczyć z zaburzeniami hormonalnymi przy niedoczynności tarczycy?

Witajcie Kochani!

Przy poście o rozpoznanym u mnie łysieniu androgenowym wspominałam, że wszyscy (lekarze i rodzina) naciskali abym przeprowadziła u siebie badanie TSH. Myślę, że mieli ku temu powody - rodzice i jedna babcia mają problemy z tarczycą, Tatko ma nawet od kilku lat stwierdzoną niedoczynność...

Po pewnym okresie marudzenia nadarzyła się idealna okazja - przepisałam się do innej, lepszejj przychodni w mojej mieścinie. W prezencie dostałam darmowe skierowanie na wybrane przez siebie badanie. Poczekałam do urlopu i...zrobiłam to TSH ;)

Wierzcie mi - byłam pewna, że na bank przyczyna łysienia tkwi w genach, bo wyniki (nawet tarczycowe) zawsze miałam śpiewające. Jakież było moje zdziwienie, gdy przy normie 4,2 mój wynik wyniósł...7,3.

Troszeczkę zbiło mnie to z tropu, naczytałam się, że to już jest bardzo kiepski wynik, mój Tato podobno nie przekroczył 5 w swoim pierwszym wyniku a jego lekarz rodzinny spanikował...

No cóż - dzwonię zatem wszędzie aby dowiedzieć się jaki jest okres oczekiwania na wizytę u endokrynologa. I tutaj dostaję obuchem w łeb. Najwcześniej to...początek roku 2017 ;) 
Do tego czasu chyba bym zeszła na tę tarczycę ;)

Cóż więc robić - postanowiłam zapłacić za wizytę prywatną. Szukając wśród dostępnych na miejscu lekarzy postanowiłam wybrać się do mojej Pani ginekolog, która również jest endokrynologiem. Zna mnie, zna moją historię z wielotorbielowatością jajników...po co szukać kogoś innego?

Okazało się, że to był świetny wybór. Zostałam poddana dokładnemu USG tarczycy, szczegółowo wypytana o wszelkie objawy, dolegliwości itp. Na mój wynik Pani doktor otworzyły się oczy, ale od razu powiedziała żeby nie panikować. Oczywiście bardzo dobrze, że chciałam się tym zająć jak najprędzej, ale nie ma powodów do paniki.

Pod koniec wizyty wszystko jednak było już wiadome - rozpoznano niedoczynność tarczycy i...podejrzenie Hashimoto :/ 
Pani Doktor nie wiedząc również o zaleceniach dermatologa kazała mi ograniczać w diecie węglowodany i zaleciła kurację Euthyroxem, na razie z najniższym stężeniem hormonu. Wskazała również, że rozpoznane przez dermatologa łysienie androgenowe idzie prawdopodobnie w parze z moją niedoczynnością.


Wiele kwestii wyjaśni się zatem na wizycie kontrolnej, którą mam przewidzianą na koniec października. Wtedy też przeprowadzone badania wykażą czy poza samą niedoczynnością cierpię również na Hashimoto.

Wracając jednak do tematu - moja walka odbywa się zatem wewnętrznie jak i zewnętrznie. Wewnętrznie prowadzę kurację Euthyroxem, biotyną, naparem z wierzbownicy oraz skrzypopokrzywy :) Oczywiście ograniczanie węgli stało się moją codziennością :)
Zewnętrznie niezbędny jest przynajmniej raz dziennie preparat z Minoxidilem (u mnie Alopexy, o których wspominałam Wam już TUTAJ) oraz napar z kozieradki.


Zobaczymy zatem czy walka przyniesie efekty - mam nadzieję, że uda się wynaleźć takie połączenie, które nawet najbardziej chore z nas będzie w stanie wyleczyć i przywrócić nam stan naszego organizmu jeszcze sprzed choroby. Przecież musi coś takiego być, prawda?

Przynajmniej ja usilnie staram się w to wierzyć.

Może któraś z Was miała podobne przygody? Może właśnie opatentowała takie "połączenie"? Jestem chłonna na wszelkiego rodzaju sugestie. W końcu "Tonący brzytwy się chwyta" :)

Pozdrawiam Was gorąco,
Iwona.

11 komentarzy :

  1. Kochana nie ma co się martwić na zapas.. ;) Ja się leczę od dziecka, miałam już 50 tsh, cały czas jestem na lekach i do końca życia. Biorę 100 i 150, po innym leczeniu interferonem od 4 lat nie mogę unormować, ale lekarka mówiła, że stres też ma wpływ. Włosy są ok ale gorzej z paznokciami :)) Dużo zdrówka :*:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki kochana! Wiesz jak podnieść na duchu :) Z dwojga złego wolałabym problemy z paznokciami niż z włosami, ale może je też uda się wyprowadzić ;) Jeszcze raz dziękuję :) Dobrze lekarka mówiła żeby nie panikować :)

      Usuń
  2. Mi wystarczył olej lniany codziennie do picia :) Gospodarka hormonalna się ustabilizowała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zamieniłam na siemię lniane, ale może zacznę go do siemienia dodawać...Ja mam problem z piciem oleju solo :P

      Usuń
  3. ja miałam problemy z tarczyca w ciąży teraz na szczęście się ustabilizowały

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawy post..na szczęście problem mnie nie dotyczy

    udanego tygodnia :*

    OdpowiedzUsuń
  5. mam niedoczynność i tą samą dawkę euthyroxu, mój wynik nie był tak wysoki i na szczęście hashimoto mnie nie dotknęło.. niestety chyba pojawiają się inne hormonalne problemy i będę musiała się wybrać do ginekologa.. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie idzie w parze z PCO właśnie :/ Dobrze, że lekarz jeden - oszczędność czasu ;)

      Usuń
  6. Moja mama od lat zmaga się z tym problemem więc doskonale wiem o czym mówisz. Olej lniany w diecie jest bardzo dobrym rozwiązaniem - nie kompleksowym, ale na pewno wspomagającym :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
    http://www.hushaaabye.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się pamiętać o piciu tego oleju...nie zawsze mi wychodzi :(

      Usuń
  7. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Hair Witch Project | beauty and lifestyle blog © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka