Czym są „Sekrety urody Koreanek”, o czym traktują i kto je napisał wie niemal każda z blogerek :) Nie mam zamiaru powielać informacji, o których możecie poczytać w wielu miejscach. Skoncentruję się zatem nad zastosowaniem książki w praktyce :)
Podczas lektury poznamy sekrety pielęgnacji cery jak i całego ciała. Książkę czytało się wyjątkowo lekko i sympatycznie. Jeszcze w trakcie lektury zaczęłam wdrażać niektóre czynności w życie :) I tak oto rozpoczęłam na dobre przygodę ze wstępnym myciem twarzy...olejkiem :) Nakładam również kosmetyki w mniejszej ilości, ale jeden po drugim. Stosuję zarówno esencję (którą u mnie jest np. żel ślimakowy Mizona), serum jak i krem. Przekonałam się również całkowicie do maseczek w płachcie, po kilku tygodniach pojawiło się widoczne ich działanie :) Nakładam je nie zaraz po umyciu twarzy, ale po zaaplikowaniu esencji i serum. Po ich zdjęciu pozostaje wklepanie odrobiny kremu i gotowe :)
Co do ciała - przestałam się oszczędzać :) Zawsze miałam coś z pseudo - sadystki, więc średnio co drugi dzień pocieram całe ciało szorstką gąbką typu "Syrenka". Uwierzcie mi - to nie jest delikatne tarcie ;) Średnio raz w tygodniu stosuję także peeling, obecnie cukrowy.
Skóra całego ciała po takim zabiegu jest przyjemnie zaróżowiona, w mig wchłania balsamy, masła czy kremy a jej struktura znacznie się wygładziła :)
Muszę tylko jeszcze wdrożyć regularne szczotkowanie na sucho, bo o tym zapominam :)
Jak wskazywałam wielokrotnie u Was - nie jestem zwolenniczką konturowania twarzy. Nie jest to dla mnie naturalne i jakoś nie bardzo mnie to kręci. Do tej pory stawiałam zatem na odrobinę różu na policzkach. Lektura książki przekonała mnie jednak do rozświetlacza, więc zakupiłam swój Wibo na promocji w Rossmannie i teraz będę dochodzić do wprawy w stosowaniu go ;)
Ogólnie do tej pory chyba żaden artykuł czy książka nie zmotywowała mnie do przewrócenia planu pielęgnacji do góry nogami. No może poza Kosmostolog i jej artykułami o Atredermie :)
Niemniej jednak moja pielęgnacja wygląda teraz diametralnie różnie i całkiem inaczej wygląda również moja cera :) Moje przyjaciółka również ostatnio przyznała się, że po lekturze „Sekretów urody Koreanek” również zmieniła swoją pielęgnację i jest niesamowicie zadowolona z efektów, które jak dla mnie są zauważalne gołym okiem :)
Zachęcam Was zatem do zapoznania się z treścią tej książki - nie powinno wyjść Wam to na złe a wręcz przeciwnie... :)
Czytałyście tę książkę? Wdrożyłyście zawarte w niej rady? Jak efekty? :)
Buziaki,
Iwona.
Chętnie ją przeczytam:)
OdpowiedzUsuńja jeszcze nie czytałam, ale co nieco słyszałam. myślę, że skoro efekty są aż tak widoczne to chyba spróbuję
OdpowiedzUsuńchętnie przeczytam przy najbliższej okazji :)
OdpowiedzUsuńPrzeglądałam ją w Empiku, ale czekam na bardziej pomyślne chwile ;) M
OdpowiedzUsuńNiesamowicie kusi mnie ta książka :)
OdpowiedzUsuńWszyscy ją polecają, chętnie też do niej zajrzę jak będzie okazja :)
OdpowiedzUsuńJeszcze jej nie mam, a prawie każda blogerka się nią zachwyca ;)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tą książką! Napewno jak wpadnie mi w ręce to ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńTo raczej masochistka, z tym pocieraniem... Ja muszę się zmotywować do regularnych peelingów, bo jak na razie jest w kratkę :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest mega ciekawa,to co o niej czytam coraz bardziej skłania mnie do zakupu :) Może zażyczę sobie na imieniny? W sumie za dwa tygodnie była by moja <3
Masochizm kojarzy się z pewnego rodzaju przyjemnością mimo wszystko xD Jakbyś widziała jak trę ten naskórek to naprawdę stwierdziłabyś, że sadyzm jest tu bardziej odpowiednim określeniem ;D
UsuńHahah :) Czyli jak po treningu mam takie zakwasy, że wstać bez podparcia się nie mogę, to sadyzm czy masochizm? :D
UsuńA sprawiają Ci przyjemność? ;D Ja mam teraz takie, że boli nieprzyjemnie, więc u mnie to znowu chyba sadyzm ;)
UsuńHej, przyjemności to nie, raczej satysfakcję :D
UsuńKsiążka mi się podobała, ale zawarte w niej rady się u mnie kompletnie nie sprawdziły - olejki stosuję na końcu pielęgnacji, a nie na początku, a produkty koreańskie mnie totalnie zapchały ;) Inne jakoś mnie nie zapychają :D
OdpowiedzUsuńOlejki użyte przy demakijażu mają inne działanie niż użyte na końcu :) Szczególnie, że je zmywamy ;) Ja często też kończę odrobiną olejku :)
UsuńCo do zapychania - ja dobieram kosmetyki pod względem składu i wszystkie (poza żelem ślimakowym z Mizona) nie mają nic wspólnego z Koreą. I nie zapychają ;)
Każdą radę trzeba dopasować do siebie a nie siebie do rady ;D
Muszę w końcu kupić tą książkę :)
OdpowiedzUsuńTyle pozytywnych komentarzy o tej książce, że musze w końcu ją przeczytać :D W dodatku chętnie poznam te ich sekrety i może wdrożę je w pielęgnację ;)
OdpowiedzUsuńJa kupiłam i na dniach zacznę się edukować :)
OdpowiedzUsuńCzyli całkiem dużo u Ciebie zmieniła. Ja jeszcze nie czytałam.
OdpowiedzUsuńMój egzemplarz czeka na półce, ale jeszcze nie zaczęłam czytać :)
OdpowiedzUsuńMAm i uwielbiam te książkę, powooli zaczynam wprowadzac niektóre produkty np. mask iw płącie <3
OdpowiedzUsuńJak tylko trafię gdzieś na tą książkę to muszę ją kupić, świetny wpis i bardzo zachęcający :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie
Dziękuję :)
UsuńJa jej nie znam i szczerze powiedziawszy, w ogole mnie nie zainteresowala :-D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ^^
Jeszcze nie czytałam tej książki a już wiem iż wiele mnie ominęło. Koniecznie muszę sięgnąć po nią i przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie czytałam tej książki, ale strasznie mnie kusi :)
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się ciekawa. Kusząca propozycja do czytania, pewnie trafi na moją półkę. :-)
OdpowiedzUsuńAaaaa! Muszę to kupić! :)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu przeczytać tę książkę, już tyle się o niej naczytałam ☺
OdpowiedzUsuńZawsze zastanawiało mnie co może byc tą esencją, która jest ciągle dodatkowym elementem, ktorego nie stosuję. Chyba, że uwzględnić wyciąg z wąkrotki, który wklepuję od czasu do czasu... Patrząc na cerę koreanek to chyba warto!
OdpowiedzUsuń